Końcem lipca wybraliśmy się na krótki wyjazd w Bieszczady. 3 dni (z czego 2 w większości były w trasie) to zdecydowanie za mało, ale trafiliśmy w kilka miejsc tak smacznych, że warto Wam je polecić. Dodam, że podróżowaliśmy z 5-letnią córką, która jest bardziej wybredna niż my i aby zaspokoić jej kubki smakowe, nieraz trzeba się natrudzić ;)
Pierwsze i zdecydowanie najlepsze miejsce to klimatyczna Chata Wędrowca w Wetlinie. Nie chcę kopiować tego, co już napisałam o tym miejscu na Instagramie, więc po propstu odsyłam Was do postu.
Drugim miejscem wartym polecenia jest Paweł Nie Całkiem Święty w Smerku. Tam trafiliśmy na śniadanie w formie bufetu. Musicie mi wybaczyć to, że nie mam zbyt wielu zdjęć, ale odpoczywałam od aparatu. Na miejscu zdecydowanie było w czym wybierać. Pieczywo różnego rodzaju, racuchy na słodko, duży wybór serów, w tym regionalnych (i przepysznych!), dania na ciepło, grillowane sery i kiełbaski, warzywa, owoce i smaczna kawa. Do tego bardzo miła i pomocna obsługa. Zdecydowanie warto, tym bardziej że cena nie była wygórowana.
Ostatniego dnia pojechaliśmy nad Solinę. Wśród wszechobecnych knajpek ze smażoną rybą i budek z zapiekankami i goframi trafiliśmy do wyróżniającej się restauracji Karmnik. Zdjęcia dodałam na Instagramie, więc kolejny raz odsyłam Was tam :)
https://www.instagram.com/p/Bl965CblIuI/?taken-by=mientablog
To by było na tyle, jeśli chodzi o nasz krótki wyjazd. Przez resztę czasu stołowaliśmy się w Gościńcu Rabe, w którym się zatrzymaliśmy. Bardzo polecam, szczególnie jeśli wybieracie się w góry z dziećmi. Na miejscu znajdziecie wszystko, co do szczęścia potrzebne. Obiekt jest oddalony od głównej drogi, więc jest cicho, a przemili właściciele doradzą we wszystkim. Jedzenie jest pyszne i świeże, ogromny teren z cudnym widokiem, sprawi, że nie musimy się ruszać z miejsca. A dla chętnych znajdzie się nawet zimne piwko lub podgrzewany basen :) Myślę, że nie mogliśmy trafić lepiej.
Brak komentarzy