Dawno nie jadłam tradycyjnego sernika na zimno. Takiego z truskawkami i galaretką. Zatęskniłam za smakiem dzieciństwa, uświadomiłam sobie, że moje dziecko jeszcze nie miało okazji go wypróbować i postanowaiłam przyrządzić go na weekendowy deser. Kto lubi? :)
- ok. 700 g mielonego twarogu (tyle zostało po odsączeniu na sicie, z 1 kg wiaderka)
- łyżka żelatyny
- 100 ml wrzątku
- 4 łyżki cukru pudru trzcinowego z prawdziwą wanilią
- łyżeczka startej skórki z pomarańczy
- szklanka truskawek
- cząstki pomarańczy
- galaretka pomarańczowa
- opakowanie okrągłych biszkoptów (użyłam bezglutenowych)
Żelatynę rozpuszczamy w gorącej wodzie i odstawiamy do przestudzenia.
Twaróg miksujemy z cukrem i skórką z pomarańczy.
Dodajemy żelatynę i miksujemy na głądką masę.
W formie o średnicy ok. 26 cm układamy biszkopty.
Zalewamy je serem.
Na wierzchu układamy pokrojone owoce, lekko wciskając je w masę.
Odstawiamy do lodówki, aż ser stężeje.
Galaretkę przygotowujemy zgodnie z instrukcją na opakowaniu.
Gdy całkiem wystygnie, wylewamy ją na sernik.
Odstawiamy do lodówki, aż całkowicie stężeje.
Smacznego :)
2 komentarze
Faktycznie, ten deser często pojawiał się na stole, kiedy byłam dzieckiem. Mama robiła na ogół z rodzynkami. Tylko wtedy ser należało przepuścić przez maszynkę, a potem pracowicie ucierać w makutrze. Teraz jest prościej, a efekt chyba taki sam?
Niestety efekt nie jest ten sam. Po pierwsze sery kiedyś smakowały lepiej, a po drugie te z wiaderka są wg mnie bardzo “rozwodnione”. I tak odsączałam go na gazie i nie dodawałam śmietanki. Wyszedł pyszny, ale muszę skombinować sobie maszynkę i przygotować sernik z jakimś wiejskim twarogiem. Wtedy będzie najlepiej:)